No dobrze

No dobrze. W końcu znalazłam chwilę, żeby się zalogować i coś napisać. Dlaczego dopiero teraz? A bo ja wiem? Może przez pogodę, może z braku tematów, a jak już się tematy pojawiają to brakuje czasu na ich opisanie. Niestety nie mogę się wytłumaczyć ambitnym realizowaniem moich ambitnych postanowień noworocznych, bo leżą odłogiem i tyle. Ale, że nadzieja umiera ostatnia, więc jej nie tracę, że wcześniej czy później przyjdzie ten piękny moment, kiedy je „ruszę”, albo raczej siebie i zostanie wykonany przynajmniej plan minimum 😉

Za nami pierwszy miesiąc nowego roku. Rocznikowo przybyło nam +1. No, może poza tymi, którym się urodziło dziecko i przybyło im +501 😉 Na zewnątrz nadal zima, choć na szczęście już nie tak mroźna, a przez śnieg i wydłużający się dzień, jakaś jakby jaśniejsza, mimo że zadymiona i – co tu kryć – śmierdząca.

A ja siedzę i popijam sobie herbatkę o wdzięcznej nazwie „Miłosny uśmiech”, która na pewno wywołuje u mnie uśmiech, choć może nie aż miłosny. Jeszcze tylko muszę zamówić papier do plotera, zebrać korespondencję (bo dziś moja kolej) i do domu 🙂 A po drodze na pocztę 🙁 czyli na wielką loterię, na której nigdy nie wiadomo czy trafi się jedną osobę czy dziesięć 😉

Nie przeciągając więc, życzę Wam miłego popołudnia i wieczoru.

Zima

Przyszedł Nowy Rok i przyszła zima. I w zasadzie po 4 dniach mrozów, już zaczyna się narzekanie na zimno. No fakt, że nie jest to -5, tylko -15 stopni, więc buty powinny być lepiej ocieplane niż ostatnio się spotyka w sklepach: skórka i kawałek szmatki jako ocieplenie. Dobrze jest też ubrać rajstopy pod spodnie. Ale za to jaka przyjemność jak pod butami skrzypi śnieg 🙂 I jaka frajda dla dzieciaków stęsknionych innej pogody. Drugiego stycznia musiałam wpaść do marketu uzupełnić zapas prowiantu. Przechodziłam koło CCC, a tam takie tłumy, że ciężko by było wejść. Pewnie ludzie nie wierzyli już, że będzie zimno i dopiero teraz wybrali się kupić cieplejsze obuwie. Moje dziecko 1 stycznia też nie wierzyło. Uwierzyło dopiero jak przed południem (bo nie chciało mu się wstawać) oberwało śnieżką 🙂 I po ekspresowym myciu i śniadaniu pognało na dwór. Mogłoby jeszcze trochę dosypać. Jak patrzę ile śniegu jest w Turcji to aż nadziwić się nie mogę temu, że u nas tak skromnie. Anomalii pogodowych ciąg dalszy…

No cóż, trzeba tradycyjnie spisać postanowienia noworoczne 😉 Może nauczyć się w końcu jeździć na łyżwach… 🙂

Zima?

Dziś mamy dwa tematy dnia: mecz Polska-Irlandia i zima. Pierwszy temat co prawda i mnie trochę wczoraj rozemocjonował, ale jakoś nie potrafię rozmawiać o sporcie przez cały dzień i rozważać każdej minuty meczu, każdego sukcesu i każdego potknięcia. Zresztą tak to już bywa, że w pamięci pozostają wyniki, a nie przebieg spotkania, więc po jakimś czasie nie ma znaczenia jak mecz był sędziowany, czy ktoś miał szczęście czy pecha; liczy się efekt w postaci ilości bramek strzelonych i tyle. Choć miło będzie zobaczyć Polaków na Mistrzostwach Europy we Francji.

Przyznam szczerze, że bardziej interesuje mnie pogoda, bo to mnie bezpośrednio dotyczy. A dziś rzeczywiście zdziwiłam się, gdy rano ujrzałam na termometrze +1 stopień. Brrr… Lubię zimę, ale taką prawdziwą, w okresie grudzień – luty, z dużą ilością śniegu i temperaturą poniżej -5 stopni. Jakoś wtedy mi ciepło, a przy takim czymś zbliżonym do zera, trzęsę się jak osika. Może to dlatego, że dopiero od 3 tygodni mamy jesień, a tu już zima nam się wpycha. Za szybko. Nie miałam czasu na stopniowe przyzwyczajenie się do niższej temperatury, na włączenie ogrzewania, itd. Przedwczoraj na przykład wieczorem było mi chłodno i włączyłam na trochę, żeby „zmienić powietrze”. Pech chciał, że nie wyłączyłam na noc i zrobiło się +21 stopni, co już dla mnie jest zbyt wysoką temperaturą do spania, no i musiałam w nocy otwierać okno, bo spać nie mogłam, przez co rano miałam podłogę, na której niemalże można by zrobić lodowisko, a przynajmniej tak to odczułam, kiedy stanęłam na nią bosymi stopami. Za szybko. Październik zwykle jest ciepły, przyjemniejszy od września, ale zdaje się, że nie w tym roku. Wczoraj po południu, kiedy wróciliśmy ze spaceru, zaserwowałam nam grzańca na rozgrzewkę i pierwszy raz gdzieś od marca czy kwietnia ubrałam kapcie. Schowałam też z żalem moje letnie koszulki i wyciągnęłam cieplejsze komplety, których na szczęście mam sporo, bo u nas ostatnio bielizna nocna to hit pod choinkę, zamiast skarpetek, rękawiczek i krawatów 🙂 Zapaliłam też zapachowe świeczki, bo jakoś tak mi zawsze cieplej jak czuję cynamon, choć tak jak zapach pierniczków przywodzi na myśl święta i zimę.

Niestety skrócenie dnia jest już bardzo wyraźne i rano i popołudniu. Ale cóż zrobić. Mam nadzieję, że jeszcze zrobi się ciepło tej jesieni.

Na pocieszenie – dziecku w szkole idzie wręcz rewelacyjnie 🙂

Właśnie słyszałam, że śnieg prószy już nie tylko w Krakowie, na Podkarpaciu i w górach, ale nawet w ciepłym zwykle Opolu… Pewnie wkrótce dojdzie i do nas…