Nie wieje optymizmem

Jak zauważyła miła czytelniczka w komentarzach do poprzedniego wpisu, panika drożdżowa się skończyła. Co nie znaczy, że znowu nie wybuchnie, skoro znów wraca sytuacja sprzed kilku miesięcy.

Jestem zmęczona. Strasznie zmęczona. Ta monotonna praca w domu mnie dobija. Podobnie jak pogoda. Szukam ciekawych zajęć, żeby nie popaść w apatię. Planuję zapisanie się na zajęcia jogi i rysunku. Co prawda oba zajęcia działają raczej uspokajająco, a nie pobudzająco, ale uważam, że są ciekawe. Powinny zająć moje myśli na jakiś czas. Na pobudzenie może zacznę ćwiczyć coś ostrzejszego z Chodakowską albo Kołakowską. O ile dam radę, bo czuję, że moja forma szybuje w dół i to z zawrotną prędkością.

Poza tym trzeba by się wziąć za kupowanie prezentów świątecznych. Już wiem, że w tym roku będzie skromnie. Tym więcej czasu trzeba poświęcić na wyszukanie czegoś fajnego. Myślałam, że uda się pochodzić trochę po galeriach, ale nic z tego. Właśnie je zamykają. Trzeba będzie buszować w necie. A może okażę się być bardzo pojętną i utalentowaną uczennicą, która przed świętami nauczy się pięknie rysować i stworzy własne prezenty dla rodziny… Biorąc pod uwagę mój budżet i perespektywy na przyszłość, byłoby to bardzo wskazane…

Zobaczymy w ogóle czy uda się zorganizować rodzinne spotkanie w święta, bo może trzeba będzie zapakować prezenty i rozesłać pocztą… Przydałby się Mikołaj. Mógłby chociaż porozwozić 😉

Powtórzę za wszystkimi – niech ten rok się w końcu skończy. Chyba wszyscy mają go już dość… Może poza producentami maseczek, rękawiczek i środków dezynfekujących. Ci, robią biznesy. Reszta się męczy.

Dobra, kończę, bo marudzę, a miałam tego unikać. Sytuacja jednak nie sprzyja optymizmowi, więc lepiej zakończyć pisanie. Może kiedy następnym razem się tu zaloguję, będzie lepiej. W końcu wszyscy w kółko powtarzają, że sytuacja jest dynamiczna. Cokolwiek to dla nich znaczy.