Czytanie

Eureka, jednak brakowało mi snu! Zaczęłam kłaść się przed północą i jest ok. Nawet nie zdążyłam kupić witaminy D, a już mi się poprawiło. Jednak przyczyną przemęczenia i ospałości było „zmęczenie materiału” 😉

Z urodzinami mamy też sobie poradziłam – kupiłam jej komplet biżuterii, z którego się bardzo ucieszyła, bo rzadko kiedy sprawia sobie takie przyjemności, choć jak każda kobieta lubi świecidełka i ozdoby 🙂

Postanowiłam sobie też zrobić porządek w książkach, bo zaczęło mi już na półkach brakować na nie miejsca. Tymczasem okazało się, że niektóre mam po dwie (bo ktoś mi tam kupił nie wiedząc, że już mam), do pewnych na pewno nie wrócę (ba, są nawet takie, przez które nie przebrnęłam), z innych już mi dziecko wyrosło (więc też nie będą już czytane). Przyszłam więc ostatnio do pracy z wielką torbą pełną książek, którą ledwo mi się udało wnieść i zrobiłam współpracownikom mikołajki w czerwcu 🙂 I wiecie co? Niby w Polsce czytelnictwo siada, ale w ciągu 5 minut pozbyłam się wszystkich książek: część osób wzięła dla dzieci, część dla siebie na wakacje, a wszyscy z entuzjazmem 🙂 Chyba jednak z tym czytaniem nie jest tak źle, jakby się mogło wydawać.

Nie mam siły

Jakoś ostatnio kompletnie nie mam siły. W dodatku cały czas mi się chce spać. Lekarka dała mi skierowanie na morfologię i TSH; morfologia wyszła ok, TSH pod kreską, więc raczej powinnam być nadmiernie pobudzona niż śpiąca. Mówiła, że powinnam jeszcze zbadać sobie poziom witaminy D. Badanie jest wyłącznie prywatne, kosztuje 80 zł!!! Stwierdziłam, że taniej będzie kupić kapsułki z tą witaminą, łyknąć je przez kilka dni – myślę, że skoro można je kupić bez recepty, to mi nie zaszkodzą. Jak mi się poprawi, to znaczy, że to była ta przyczyna, a jak nie to znaczy, że nie warto zawracać sobie głowy drogimi badaniami. Zresztą po zastanowieniu doszłam do wniosku, że ja po prostu za krótko śpię. Przez cały dzień coś robię, nie mam czasu nawet spokojnie posiedzieć. Kładę się spać koło 1:00, a wstaję koło 7:00. Najwidoczniej to dla mnie za mało. Ostatnio zaspałam do pracy. Dziwnym trafem za to dziecko zdążyło do szkoły. Wyłączyłam budzik, zamiast dać drzemkę i obudził mnie wideodomofon – kolega przyszedł po syna… o 7:45. Kolegę odprawiliśmy, dziecko się ekspresowo ubrało i umyło, zjadło śniadanie (a jakże, bez tego ani rusz): 2 kanapki + herbata, wskoczyło na rower i… zdążyło. Dokonać takich rzeczy potrafią wyłącznie chłopcy 🙂 i żadne równouprawnienie tu nie wchodzi w grę. Ja za to musiałam zadzwonić do pracy, usprawiedliwić się – wstyd przyznać – totalną ściemą i pojechać godzinę później, żeby popracować godzinę dłużej. Na szczęście dało się to załatwić bezboleśnie i bez gadania 🙂

A tymczasem w szybkim tempie zbliżają się okrągłe urodziny mamy. I mam straszny kłopot z prezentem, znaczy z pomysłem na prezent… Tragedia, bo to ma być jednocześnie coś fajnego i najlepiej bez finansowych szaleństw, bo mam w tym miesiącu tyle niestandardowych wydatków, że nie wiem jak to wszystko ogarnę bez robienia debetu… Ech, te wakacje, samo szczęście…

B. wróciła już z wakacji. Tym razem obyło się bez paniki w samolocie, choć niewiele jej brakowało. Doprawdy nie wiem po co ona lata na wakacje skoro tak panicznie boi się latać, że każdy rejs to dodatkowe siwe włosy i ryzyko, że pół załogi będzie musiało ją uspokajać, a sam pobyt jest przeplatany bólem brzucha spowodowanym stresem, że trzeba wrócić samolotem… Chyba, że chwalenie się wszystkim gdzie się było rekompensuje jej to…