Wszystkiego najlepszego

w Wielkim Tygodniu. Nie dajcie się zwariować zakupom i przygotowaniom. W końcu nie na tym polega świętowanie, żeby paść na twarz w sobotę wieczorem 🙂

Brrr, jak zimno.

Must do przed świętami

Jakieś fatum ostatnio ciąży nad weekendami, że goszczą nas zimną, deszczową albo zimną i deszczową pogodą. A ja w końcu muszę okna pomyć i miło byłoby się przy okazji nie przeziębić. Dwa lata temu już tak miałam, że wkurzona przedłużającym się chłodem, wreszcie przed samymi świętami umyłam okna i balkon, a później przeleżałam święta z gorączką. W zeszłym roku „wstrzeliłam się” w ładną pogodę i wyganiałam sąsiadkę z okna, która myła je w krótkim rękawku przy temperaturze na pewno niższej niż 5C. Ech, te kobiece: must do. Gorsze niż must have, bo bardziej się może na zdrowiu odbić. Niby ma się ochotę wyciągnąć kołdry puchowe i zagrzebać się pod nimi z książką, albo włączyć jakiś fajny film, a tymczasem krzątamy się po domu ze ścierkami jak nieboskie stworzenia, biegamy po sklepach, pieczemy, gotujemy, wprowadzając przy okazji nerwową atmosferę w domu. A później, po świętach narzekamy na +… kg. Trzeba by to chyba zbadać genetycznie i coś zmodyfikować 😉

Tymczasem muszę się wybrać do fryzjera, bo co się dało ukryć pod czapką, teraz jest na ogólnym widoku i nie wygląda ciekawie.

O brrr

O brr, dałam się zwieść pięknej pogodzie przez okno i wybrałam się bez kurtki do sklepu. Niby nie jest zimno, ale tylko w słonecznych i zacienionych miejscach. Poza tym wiatrzycho straszne i zimne.

Wkrótce Dzień Kobiet, a ja jestem ciągle podpytywana co bym chciała 🙂

Muszę ustalić jeszcze z moimi chłopakami jakie święto chcą obchodzić: Dzień Mężczyzny czy Dzień Chłopaka, bo od jakiegoś czasu obchodzimy oba… A Dnia Dziewczyn dla równowagi nie ma 😉