Panika drożdżowa

Z powodu epidemii koronawirusa i związanym z nim obowiązkiem siedzenia w domu, częstego mycia rąk, dezynfekcji, unikania tłumów itd. co jakiś czas wybucha panika. W tej panice ludzie wykupują różne towary. Mieliśmy już panikę na tle makaronu, ryżu, konserw i papieru toaletowego.

Skutki tamtych panik usunięto i w większości sklepów można już kupić pożądane przez tłum produkty.

Obecnie panuje panika na maseczki i płyny do dezynfekcji – trudnodostępne, a jeśli już, to za niemałe pieniądze, ale na pocieszenie można je zrobić samemu w domowych warunkach. Gorzej z paniką drożdżową. Drożdży sami w domu nie wyprodukujemy…

Panika drożdżowa to dla mnie ewenement. Po co ludziom tyle drożdży? Ugrzęźli w domach i drożdżówek im się zachciało? Podobno winny jest chleb. Chleb, którego nie da się spsikać płynem do dezynfekcji i który chciałoby się jeść świeżutki. Społeczeństwo zaczęło więc piec chleb…

No ok, trzeba nabywać nowe umiejętności, chociaż jak dla mnie powód jest totalną głupotą i to z dwóch powodów:
1. chleb upieczony na samych drożdżach w ogóle nie smakuje jak chleb, tylko jak bułka pszenna. Żeby smakował „normalnie” potrzebny jest zakwas i należy przejść całą procedurę wytwarzania zaczynu. W naszym leniwym społeczeństwie obstawiam, że niewielu osobom się chce. Przynajmniej niewielu z tych, którzy zaczęli piec chleb na fali ostatniej paniki,
2. wirus ginie w sześćdziesięciu iluś tam stopniach. Przecież można iść do piekarni i kupić zapas chleba na tydzień (żeby nie łazić codziennie). Wrócić do domu, wrzucić te bochenki do piekarnika na 5 minut, powiedzmy na 100C. Przestudzić. Chleb kupiony na zapas wrzucić do zamrażarki (po rozmrożeniu będzie smakował jak świeży) i tyle. Odpadnie włóczenie się po sklepach w poszukiwaniu drożdży, odpadnie długi proces wyrabiania i pieczenia. Proste?

Jak obserwuję to wszystko, to nabieram przekonania o rychłym powrocie do średniowiecza. Znów zaczniemy wszystko wytwarzać w domu… Jeszcze z tydzień – dwa, a pewnie nastanie panika na pisklaki czy młode kurki. Bo po co chodzić do sklepu, skoro możemy sami sobie „wyprodukować” jajka…