Refleksje po 5 miesiącach

Od moich postanowień noworocznych minęło prawie 5 miesięcy. No i cóż… Jakby to powiedzieć… O 4 kg mniej mogę na razie zapomnieć. Na rowerze byłam zaledwie kilka razy. Nie da się jeździć w taką wichurę. No może gdybym miała taki, na którym się siedzi w większym zgięciu, żeby zmniejszyć opory powietrza to by się dało, ale nie na moim. Wieje tak, że ciężko pedałować. I do tego zimno i pada.

Na szczęście udało mi się trochę ukrócić moje obżarstwo, przez co na wadze mam 2 kg mniej! Takie stabilne 2 kilogramy, z których jestem bardzo dumna, bo to w końcu 50% planu, a lepsze to niż nic, albo niż tycie. Ciągle zresztą mam nadzieję na większą aktywność w czasie lepszej pogody, więc plan zrzucenia przed urlopem 4 kg jest nadal realny.

Jeśli ktoś nie wie z czego zrezygnować, żeby schudnąć, to ja powiem, że zrezygnowałam z soków na rzecz wody, z jogurtów owocowych na rzecz naturalnej maślanki i z kawy cappuccino – tej smakowej, słodzonej, a nie takiej z ekspresu – na rzecz kawy inki. Kawy i herbaty od dawna nie słodzę. Staram się też nie kupować ciast i ciastek tylko piec sama, bo wtedy mam kontrolę nad cukrem i nie dodaję żadnych tuczących ulepszaczy.

Ostatnio w autobusie „podsłuchałam” rozmowę kilku nastolatków, takich starszych, być może maturzystów. Z rozmowy wynikało, że umówili się w maku, tak jak kiedyś. Zamówili sobie tam jedzenie i okazało się, że po niemal półtorarocznej przerwie przestało im smakować. Zastanawiali się jak to możliwe czy zmieniła się receptura, ich smak w związku ze „starością” czy to po prostu zawsze było niedobre, tylko byli do tego przyzwyczajeni. A teraz przywykli do domowego jedzenia. Nie wtrąciłam się do rozmowy, ale moje doświadczenia z „odstawieniem” fast foodów są podobne.

Rozważam czy nie przenieść bloga z blogowni na niezależną stronę. Sprawdzałam ceny domen i nie są powalające. Tylko czy ja to ogarnę? Zwłaszcza z przeniesieniem i wgraniem… Słyszałam, że łatwiej byłoby ją znaleźć gdyby miała swój własny adres. Nie wiem na ile to prawda, bo przecież jest wiele adresów na subdomenach np na .wroc.pl i jakoś je znajduję… Marzy mi się więcej czytelników.

Noworoczne postanowienia

Na dworze szaro, buro i ponuro. W dodatku zimno. Wyjść się nie chce, ale jest i coś pozytywnego. Minęły już Święta, rozpoczął się Nowy Rok przynosząc powiew optymizmu, wraz z życzeniami, aby był lepszy. Zaczął się także czas wydłużania się dnia i to jest teraz najprzyjemniejszą myślą. Od najdawniejszych czasów ta myśl dodawała ludziom otuchy. To jak po rzymskich Saturnaliach, zmienionych później przez kościół na Boże Narodzenie.

Niestety kwarantanna i zasadniczo brzydka pogoda w tym roku, przysporzyły mi dodatkowych kilogramów. Dlatego tak cieszę się z początku Nowego Roku i planów, aby był bardziej aktywny. Trzeba o siebie zadbać. Co prawda na największą aktywność jeszcze sobie trochę poczekam, bo planuję w tym roku intensywnie jeździć na rowerze, a do tego potrzebuję trochę wyższej temperatury, ale wiosna już wkrótce 🙂

W planach mam zrzucenie 4 kg do lata. Tylko 4 kg, albo aż 4 kg. Zależy czy patrzy się na samą cyfrę czy na moją słabość do słodkości, tendencję do tycia i wiek, w którym już nie tak łatwo o zmianę wagi jak np. nastolatkom. Ech, dam radę. Takie postanowienie noworoczne. Nie mam ich znowu tak dużo, żeby się nie udało… A motywacja jest, bo w ciuchach robi się ciasno. Więc albo odchudzanie, albo wymiana garderoby… Biorąc pod uwagę inne planowane wydatki, lepiej się spiąć i schudnąć.

Może w końcu zapiszę się na tę jogę, o której już pisałam, a która nadal pozostaje w planach. Zresztą podobnie jak rysunek, który na razie odpuszczam. Może znajdę na niego czas na stare lata. Teraz to jeszcze nie ten moment.

W sumie lista moich noworocznych postanowień jest nadal otwarta, chociaż bardzo pilnuję, żeby jej nadmiernie nie wydłużać. Już się kiedyś nabrałam na to, że wpisywałam najwięsze bzdury, byle po roku mieć coś odfajkowane. Tylko, że trudne rzeczy, na których mi zależało, leżały odłogiem. Teraz biorę się za te najważniejsze. Z pierdół rezygnuję. Życzcie mi powodzenia 🙂

Zima

Przyszedł Nowy Rok i przyszła zima. I w zasadzie po 4 dniach mrozów, już zaczyna się narzekanie na zimno. No fakt, że nie jest to -5, tylko -15 stopni, więc buty powinny być lepiej ocieplane niż ostatnio się spotyka w sklepach: skórka i kawałek szmatki jako ocieplenie. Dobrze jest też ubrać rajstopy pod spodnie. Ale za to jaka przyjemność jak pod butami skrzypi śnieg 🙂 I jaka frajda dla dzieciaków stęsknionych innej pogody. Drugiego stycznia musiałam wpaść do marketu uzupełnić zapas prowiantu. Przechodziłam koło CCC, a tam takie tłumy, że ciężko by było wejść. Pewnie ludzie nie wierzyli już, że będzie zimno i dopiero teraz wybrali się kupić cieplejsze obuwie. Moje dziecko 1 stycznia też nie wierzyło. Uwierzyło dopiero jak przed południem (bo nie chciało mu się wstawać) oberwało śnieżką 🙂 I po ekspresowym myciu i śniadaniu pognało na dwór. Mogłoby jeszcze trochę dosypać. Jak patrzę ile śniegu jest w Turcji to aż nadziwić się nie mogę temu, że u nas tak skromnie. Anomalii pogodowych ciąg dalszy…

No cóż, trzeba tradycyjnie spisać postanowienia noworoczne 😉 Może nauczyć się w końcu jeździć na łyżwach… 🙂