Właśnie przeczytałam, że w odpowiedzi na szeroko pojęte problemy klimatyczne, kościół chce wprowadzić nowy grzech – grzech ekologiczny. Byłby to grzech związany z niszczeniem środowiska naturalnego, przyrody, itd. Bezpośrednia przyczyna co prawda jest dość odległa (jeśli chodzi odległość od Polski), bo biskupów skłaniają do tego pożary lasów Amazonii, ale oczywiście odbija się to na stanie całej planety.
Osobiście jestem na tak, ponieważ wytrąci to oręż z ręki tym politykom, którzy powołując się na jedno wyrwane z kontekstu zdanie: „czyńcie sobie Ziemię podległą” utożsamiają je z nieograniczoną eksploatacją planety. Ciekawe jak będą bronić swoich argumentów…
Z drugiej strony przykre jest niereagowanie polityków na rabunkową wycinkę drzew i niszczenie krajobrazu we własnym kraju, a oburzanie się na to samo w Ameryce Południowej… No ale zawsze łatwiej wytykać innym błędy niż przyznać się do swoich…